Przebiegłem maraton. I co dalej? Trzeba celować wyżej. Potrzebuję większego sprawdzianu. Maraton Karkonoski? Biegnę! Przecież w Karkonoszach spędziłem wiele godzin na wędrówkach i znam dobrze te góry - zimą, latem, nocą, dniem, na rowerze, z plecakiem, w biegu i marszu. Może kiedyś doczekam się takiego biegu w Tatrach?
Tatry są dla mnie miejscem wyjątkowym. Jest to miejsce, gdzie to co biologiczne styka się z tym co duchowe, wielkość sąsiaduje z małością, życie ze śmiercią. Tu widać "królewskość" rodzaju ludzkiego i zarazem nasz zwierzęcy rodowód. Miejsce niezwykłe, gdzie możemy zwrócić uwagę na rzeczy najistotniejsze w naszym życiu. Gdzie wartością jest wielkie serce i mądrość, a nie pieniądze i logotypy. Miejsce, gdzie możemy porzucić nasze sztuczne maski, gesty i możemy poznać prawdę o sobie. Możemy poczuć wolność w jej najczystszym wymiarze - wolność dnia codziennego.
Gdy napotkałem na portalu bieganie.pl artykuł o ultramaratonie w Tatrach, to pierwsze moje odczucie to było zdumienie. Tylko tym słowem mogę opisać wymagania dla uczestników i trasę Biegu Granią Tatr. Wyczyn wręcz niemożliwy. Pomyślałem, że pokonanie dystansu 70km w skrajnie trudnym terenie i przy ekspozycji, gdzie każdy zły krok może skończyć się kalectwem lub śmiercią musi nieść za sobą niezwykłe emocje. Od strachu o własne życie, połączonego z presją czasu po ogromną ofiarność i wątpliwość o sens tego wysiłku. Jednak całość buduje niezwykły kontrast, ostrą granicę miedzy udręką, a ekstazą. Czyż dla chwili na mecie nie warto przeżyć tego wszystkiego? Warto.
Sensowne byłaby tutaj drobna modyfikacja słów Jurka Kukuczki o himalaizmie oraz uznanie ich za przysięgę Biegacza Tatrzańskiego.
"Zgadzam się na walkę z wszystkimi niebezpieczeństwami, które na mnie czyhają. Zgadzam się na wiatry, które godzinami biją w twarz i doprowadzają do granic szaleństwa. Zgadzam się na bieganie na granicy wytrzymałości. Zgadzam się na walkę. Nagroda, którą otrzymuję za te trudy, jest niebotyczne wielka."
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz