poniedziałek, 25 marca 2013

Półmaraton Warszawski


1:34:00

To moja życiówka wyśrubowana na Półmaratonie Warszawskim!

Sam bieg, jak i przygotowania do biegu mimo dwóch usterek mogę uznać za doskonale. Zacznę od początku... Start w Półmaratonie Warszawskim był sprawdzianem mojej formy po zimowym okresie treningowym. Na podstawie wyniku chciałem sprostować przygotowania do Półmaratonu Poznańskiego i przy okazji wypróbować strategiczne nowinki. Cel sportowy był drugorzędny.

Bieg rozpocząłem za pacemakerem 1:40 i trzymałem się niego do 10km. Niestety, 7km z tych 10km nie będę dobrze wspomniał. Była to chaotyczna walka o każdy centymetr trasy, wybiegania na chodniki, przepychania się i szarpania tempa, które w niczym nie pomagało. Dopiero na Wisłostradzie zrobiło się więcej "tlenu" i bieganie znów sprawiało radość. Około 10km, tempo pacemakera było już dla mnie uciążliwo wolne i zdecydowałem się na dobiegnięcie do 16km moim komfortowym tempem. Tempo wzrosło tylko o 10-15 s/km, ale to wystarczyło, aby uzyskać stałe tętno i luźny oddech. Prawdziwe ściąganie miało się rozpocząć po 16km, czyli około 400m po meczącym podbiegu ulicą Belwederska. Wyzerowałem stoper, znalazłem punkt odniesienia na Placu Trzech Krzyży i  w trupa do mety! Ostatnie 5.1 km półmaratonu pokonałem w czasie 20:33, co daje tempo 4:02 min/km! Gdy wbiegłem w ostatni zakręt przed metą, czas brutto wskazywał 1:35:50! Powiedziałem, że to jakieś jaja i zdziwiony wpadłem na metę. Dopiero po paru godzinach na stronie internetowej ujrzałem magiczne 1:34:00... W życiu nie spodziewałem się takiego rezultatu, zwłaszcza, że 3/4 trasy biegłem komfortowym tempem bez żadnego szarpania.





Co w takim razie będzie się działo za 2 tygodnie w Poznaniu? Czas poniżej 1:30:00? Ciiiiii.... :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz